Witam wszystkich!
Mam na imię Sylwester. Z drewnem mam do czynienia od najmłodszych lat. Mój ojciec był rzeźbiarzem samoukiem i amatorem, był też myśliwym i dorabiał kolby do broni myśliwskiej. Stosował też technikę intarsji. Ja to wszystko obserwowałem i kiedy ojciec odchodził od tych czynności na chwilę ja dłutem mu coś pod dłubywałem. Kiedyś mnie na tym przyłapał. Sprawdził, czy mu nic nie zepsułem i powiedział, masz tu kawałek drewna i sobie dłub, a mojej pracy nie ruszaj. Od tej por bacznie mi się przyglądał. Pierwszej uwagi, jakiej mi udzielił, to jak trzymać dłuto, w którą stronę je prowadzić, aby się nie skaleczyć. I wiele innych uwag, dzięki którym się nie kaleczyłem i obecnie będąc na emeryturze mam wszystkie palce. No raz chciałem sobie prze heblować kciuka. Ojciec posiadał starą poniemiecką legarówkę ( to heblarka, która stacjonarnie służyła, jako wyrówniarka, ale po odwróceniu jej do góry nogami można było strugać legary, krokwie i inne gabarytowo materiały). Szczotka któraś już słabo dotykała komutatora i jak maszynę się przechyliło na bok, to działało, jak stała nie. Chciałem prze heblować listewkę 5x5 i prawą ręką przechylając maszynę wsadziłem kciuka pod blatem i dotknąłem wałka. Koniusze został poszatkowany, chociaż niegroźnie. Dużo przeróżnych prac wykonuję w drewnie. Mam kilka maszyn najbardziej potrzebnych i z dwoma mam problem techniczny, ale o tym już w innym wątku.
Pozdrawiam
„Hadżi”